Wychowanie seksualne dzieci i młodzieży niepełnosprawnej

Rozwój psychomotoryczny » Wychowanie seksualne dzieci i młodzieży niepełnosprawnej

Kompromisowy podarunek

 Przez kilka lat zajmowałam się edukacją seksualną młodzieży upośledzonej umysłowo w stopniu lekkim w Specjalnym Ośrodku Szkolno Wychowawczym, będąc wówczas nauczycielką przedmiotu zwanego „przysposobieniem do życia w rodzinie”. Okazjonalnie bywam też w innych placówkach dla osób niepełnosprawnych, gdzie miałam sposobność obserwacji zachowań dzieci i młodzieży, ale i okazję do rozmów z kadrą pedagogiczną. Tak oto zgromadzone doświadczenia własne oraz podejmowane niekiedy dyskusje w moim środowisku zawodowym zainspirowały mnie do podjęcia tematu.

Muszę przyznać, że najbardziej burzliwe rozmowy o problemach wychowania i edukacji seksualnej miały miejsce w okresie sporów wokół ustawy antyaborcyjnej. Większość znanych mi terapeutów i lekarzy stwierdziła, że ogromną korzyścią tychże sporów było w świadomości naszego społeczeństwa „odkłamanie” i „ujawnienie” (detabuizacja) seksu, a także podniesienie rangi świadomego macierzyństwa. Natomiast niepowetowaną stratą było wówczas niewykorzystanie ogólnego zainteresowania tą problematyką dla edukacji rodziców, oraz niszczenie dobrze zapowiadających się początków edukacji seksualnej szkolnej oraz rodzinnej - czego miałam okazję doświadczyć w swojej praktyce zawodowej.

„Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” adresowana jest wyraźnie do trzech resortów: Zdrowia, Edukacji i Pracy, ale przez tyle lat ciągnących się sporów nie mówiono o edukacji seksualnej osób upośledzonych umysłowo, czy niepełnosprawnych ruchowo. Mimo, iż pozostawieni zostali poza marginesem tych burzliwych dyskusji, nie znaczy wcale, że takiej edukacji nie potrzebują wręcz przeciwnie. Wychowanie seksualne osób niepełnosprawnych fizycznie, czy też umysłowo należałoby rozpocząć bardzo wcześnie, zanim jeszcze pojawią się potrzeby seksualne, by właściwie ukształtować postawy wobec seksu i partnerstwa, by nie obawiać się ujawniania swoich zachowań seksualnych, by tym samym prawidłowo stymulować rozwój emocjonalny i społeczny. Niestety wszystkie dyskusje o wychowaniu seksualnym wyraźnie ucichły z chwilą uchwalenia ustawy antyaborcyjnej, będącej tzw. kompromisem w rozdrobnionym politycznie i światopoglądowo Sejmie, który - jak każdy kompromis - nikogo w pełni nie zadowolił. Mnie również, bowiem w mojej placówce (jak pewnie w każdej innej o podobnym profilu) zamiast przedmiotu zwanego „przygotowaniem do życia w rodzinie”, do którego były opracowane kapitalne rozkłady materiału i świetne poradniki metodyczne (jako wkładki do pism pedagogicznych), pozostawiono jedną jedyną w tygodniu godzinę zajęć wychowawczych, na których trzeba było realizować kolejne odgórnie podyktowane programy edukacyjne.

Przeciwnicy aborcji nie byli zachwyceni tym, że w kilku przypadkach aborcja została jednak dozwolona, natomiast zwolennicy swobody kobiety w decydowaniu o własnej rozrodczości byli niezadowoleni z tego, że ustawa pominęła np. wskazania socjalne do aborcji. Ale, co ciekawe, wbrew opinii antyaborcjonistów w owym kompromisowym prawie pojawił się zapis (art. 4.1 ustawy) zobowiązujący ministra Edukacji Narodowej do wprowadzenia do programów szkolnych „Wiedzy o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa”. Niestety nie przypominam sobie, by proponowano wówczas nauczycielom szkolenia w tym zakresie.

W przebiegu kilkuletnich sporów na temat aborcji i po uprawomocnieniu ustawy dało się zauważyć, że wielu polityków gorliwie walczących o taki zapis (jako uznanie edukacji seksualnej dzieci i młodzieży), czyni tym samym coś nowatorskiego, na co dopiero twórcy tej właśnie ustawy zwrócili tak szczególną uwagę, mającą wzbudzać podziw i uznanie całego społeczeństwa. Zastanowiło mnie wówczas, czy my - sami zainteresowani: dzieci, młodzież, rodzice, czy nauczyciele - powinniśmy ów „podarunek” przyjąć jako swoisty przywilej? Innym problemem jest jakby ustawowe obarczenie placówek oświatowych edukacją seksualną i tym samym odciążenie środowisk rodzinnych od owego „przywileju”. A przecież problem wychowania seksualnego w Polsce nie był i nie jest niczym nowym. Edukacja seksualna znana jest od stuleci w różnych społeczeństwach i kulturach. Również w Polsce zagadnieniami wychowania seksualnego zajmowało się i zajmuje nadal wielu znakomitych ludzi nauki i praktyki, lekarzy, psychologów, socjologów i pedagogów, że pozwolę sobie wymienić kilka osób, jak: M. Kozakiewicz i A. Jaczewski, którzy opracowali podręczniki i powołali do życia systemy edukacji seksualnej, a także Z. Lew-Starowicz, K. Imieliński, czy W. Wisłocka. Zatem, wprowadzenie do szkół edukacji seksualnej, nie może być „podarunkiem” od kogokolwiek, nie jest także specjalnym przywilejem - to po prostu konieczność, a nade wszystko nasz obowiązek wobec dzieci i młodzieży niepełnosprawnej.

Jak wykazuje praktyka, zapis ustawy można rozumieć dowolnie, toteż zaczęły pojawiać się lepsze lub gorsze podręczniki dla nauczycieli i uczniów, rodziców, a także ilustrowane książeczki dla dzieci w wieku przedszkolnym. Wiele publikacji, jakie się ukazały w zakresie choćby zasad świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, są niczym innym jak indokrynacją jednego li tylko punktu widzenia, tj. kościelnego, a w szczególności Kościoła Rzymsko Katolickiego. Autorzy takich wydawnictw najwyraźniej promują swoją własną wersję wychowania seksualnego dla poszerzania i pogłębiania wychowania wyznaniowego (szkoda, że niemalże XIX-wiecznego), a nie dla przygotowania nastolatków do rozwiązywania własnych praktycznych problemów życia płciowego w świecie współczesnym, takim jaki jest realnie, w jakim żyją, i w takim - jaki ich zdaniem - być powinien. Skoro więc prawo nakazuje nam obowiązek wychowania seksualnego, to musimy uwolnić się z tabu, wszelkich mitów i uprzedzeń, od jednostronności poglądów (zwłaszcza wyznaniowych) i narzucania ich komukolwiek, a nade wszystko od traktowania osób niepełnosprawnych jako ludzi bez własnych potrzeb seksualnych (aseksualnych). Powinniśmy więc - korzystając z możliwości, jakie daje nam reformowanie systemu oświaty - sami zadbać o nowoczesny i wolny kształt takiej edukacji, bo jak twierdzi M. Kozakiewicz:

„celem wychowania seksualnego musi być otwieranie młodych ludzi na etyczną, społeczną i higieniczną problematykę życia seksualnego, obiektywne ukazywanie im wielości odpowiedzi udzielanych na te same pytania, oraz uzdalnianie do samodzielnego wysiłku w celu dorabiania się własnych ocen i norm postępowania.”

Oczywiste więc jest, że nie możemy młodego człowieka odgradzać, a tym bardziej izolować, od bogactwa różnych poglądów na temat seksu. Nie możemy także dążyć, by bezmyślnie i bezkrytycznie podporządkować go prawdom rzekomo jedynie słusznym i bezwzględnie obowiązującym, bez zachęcania do samodzielnej ich weryfikacji i porównywania z innymi poglądami.

Wydaje się to niezwykle trudne do realizacji, zwłaszcza w praktyce z osobami „ciężko uszkodzonymi” w sferze ruchowej czy intelektualnej, gdy kontakt słowny jest bardzo utrudniony, gdy rozumienie pewnych zjawisk (także w sferze seksualnej) jest niekiedy niemożliwe. Rodzice takich dzieci bywają bezradni wobec problemów w wychowaniu seksualnym, nie mają do kogo zwrócić się o pomoc, czy zwykłą poradę. Ale zachowanie bezstronności poglądów, zaprezentowanie wielości różnych rozwiązań problemu, by sam rodzic mógł wybrać i zdecydować, okazuje się najtrudniejsze.

Pozwolę sobie zacytować dość charakterystyczną w swej jednostronności odpowiedź osoby duchownej na pytanie matki o antykoncepcję lub sterylizację córki (16-letniej dziewczynki z zespołem Downa):

„Sytuacja Pani córki nie jest inna, niż sytuacja ludzi zdrowych umysłowo. Nie muszę chyba przekonywać Pani o nieludzkości zabiegu sterylizacji... Poddając córkę sterylizacji przemieni ją Pani w przedmiot do używania, natomiast ona sama poczuje się człowiekiem wybrakowanym i o mniejszej wartości. Dla osoby czy to zdrowej, czy upośledzonej najważniejsze przecież jest, by dorastać do prawdziwej miłości, która nie jest jakąś przelotną chwilą lecz darem i ofiarą, czasem wyrzeczeniem się seksu - jak w przypadku Pani dziecka. Sama antykoncepcja zataja ten piękny wizerunek miłości czystej i prawdziwej. Wyposażenie zaś córki w środki antykoncepcyjne może stać się jedynie zachętą do współżycia seksualnego przy każdej okazji. Radzę więc Pani przestrzegać ją przed takimi zachowaniami. Niech Pani jej mówi o różnych powołaniach życiowych, bo celibat bywa wznioślejszym powołaniem od małżeństwa i od seksu. Powinna więc Pani przekonywać córkę, że jest ukochanym dzieckiem i skarbem dla wielu ludzi, a przede wszystkim dla Pana Boga. Musimy zaufać, że „nie wolno” dopełnione miłością rodziców i wypełnieniem obowiązku kierowania postępowaniem dziecka zachowa Pani córkę w czystości, a i Pani sama uwolni się od swoich lęków i zmartwień.”

A teraz wyobraźmy sobie, w jaki sposób, jakimi słowami lub jakimi zachowaniami moglibyśmy przekazać powyższą filozofię pobudliwej niepełnosprawnej nastolatce obciążonej upośledzeniem umysłowym... Przykład ten pokazuje jak trudne jest dla doradców i rodziców rozwiązywanie choćby takich problemów jak płodność dziecka niepełnosprawnego. W jednym miejscu otrzymują radę o zastosowaniu antykoncepcji lub sterylizacji, w innym podkreśla się wartości duchowe człowieka. Z tej odmienności poglądów moralnych, nikt inny, lecz oni sami muszą wybierać to, co dla dziecka i dla nich samych wydaje się najwłaściwszym (choć nie zawsze jedynie słusznym) rozwiązaniem problemu. Odpowiedzialność moralna za takie decyzje przypada nadal rodzicom. Natomiast młodzież rozwijająca się prawidłowo, znająca wielość poglądów i koncepcji wiążących się z seksualnością człowieka, także kiedyś stanie przed dylematem trudnego, bo samodzielnego wyboru (niekiedy bez udziału rodziców), zgodnego z własnymi zasadami moralnymi. Jeśli decyzje te będą słuszne - zwolni to rodziców od odpowiedzialności. Jeśli nie rozpocznie się poszukiwanie „winnych” oraz błędów popełnionych na drodze wychowania seksualnego.

W polskiej myśli pedagogicznej od wielu lat podkreśla się zasadę „złotego środka”. Posiadamy wiele własnych nagromadzonych doświadczeń z przeszłości i coraz lepiej (krytycznie i z rozwagą) korzystamy z awangardowych osiągnięć innych krajów. I właśnie tą drogą powinniśmy zmierzać, tj. z kontynuacją tradycji kultury narodowej i w specyficznie polskim podejściu do seksu, z nastawieniem bardziej świeckim, opartym na stanie wiedzy naukowej i konkretnej praktyce wychowawczej, z uznaniem prawa człowieka do wyboru własnej drogi spośród wielu ofert filozoficznych i moralnych, jakie daje nam współczesny świat. Od dawna bowiem wiadomo, że największym niebezpieczeństwem wychowawczym jest seks bezmyślny i nieodpowiedzialny, nie kształtowany przez żadną moralność i przez żadne normy. W takim podejściu niezbędne jest poszanowanie pełni człowieczeństwa ludzi niepełnosprawnych, dostrzeganie ich potrzeb fizycznych oraz psychicznych, a w tym również potrzeb seksualnych.

Człowiek przychodzi na świat wyposażony w swoisty program własnego rozwoju. I jak słusznie zauważa A. Jaczewski, „mądrość programu rozwoju, jaka jest zdeterminowana genetycznie i zawarta w tych drobinach DNA, mechanizmy zapewniające bezbłędną realizację tego programu, zdolność adaptacji do zmieniających się warunków - wszystko to może tylko budzić podziw i największy zachwyt”. W owym programie jednak zawarte są jedynie możliwości dziecka niepełnosprawnego (jego potencjał rozwoju). Natomiast ich ujawnienie się i doskonalenie zależy nie tylko od przekazu genetycznego, ale także od wielości czynników zewnętrznych. To one właśnie wyznaczają zakres rozwoju, również seksualnego. Wśród nich istotną rolę odgrywają bodźce środowiskowe, które stymulują bądź tamują i wypaczają ów rozwój.

Spróbujmy zatem zastanowić się, czy ograniczone wychowanie seksualne, pomijanie tych problemów w środowisku rodzinnym oraz w edukacji przedszkolnej i szkolnej dzieci niepełnosprawnych, okryte wiecznym tabu, daje im równe szanse w dojrzałym życiu ze zdrowymi rówieśnikami?

Świadomość, że to od nas tylko zależy, jak niepełnosprawny człowiek będzie funkcjonował, jakie uda nam się stworzyć warunki do zaspokojenia potrzeb, oraz to, czy nauczymy go realizacji podstawowych potrzeb - jest niezwykle ważnym krokiem do integracji. Niestety nie jest to łatwe zadanie, bowiem musimy respektować obecny stan społeczeństwa, tzn. jego zróżnicowaną świadomość moralną, dość spóźnioną „seksplozję” (w porównaniu z innymi krajami europejskimi) i niską wiedzę o płciowości i zachowaniach seksualnych człowieka, jako części promocji zdrowia, które wynikają z ogólnej niewiedzy, dezorientacji (nader częstej jednostronności poglądów) i coraz trudniejszych warunków życia.

Społeczeństwo nasze jest skłonne do akceptacji niepełnosprawności we wszystkich jego zewnętrznych przejawach, skłonne jest też do akceptacji ludzi upośledzonych umysłowo, ale niestety nie zawsze daje im prawo do przejawiania zainteresowań seksualnych. Przejawy aktywności seksualnej dzieci i młodzieży niepełnosprawnej, zwłaszcza z upośledzeniem umysłowym traktowane są jako patologiczne, zdeterminowane bądź to niedorozwojem umysłowym, bądź chorobą. Nadal niezbyt chętnie wypowiadamy się na tematy związane ze sferą życia seksualnego człowieka, uważając ten obszar za coś niezwykle intymnego i ostro bronimy respektowania tej zasady, a o seksualności niepełnosprawnych mówi się jeszcze mniej, a w niektórych środowiskach w ogóle. Ale, co ciekawe, większość z nas dostrzega potrzebę upowszechniania wychowania seksualnego i ocenia obecny jego poziom jako niedostateczny. Pozostaje więc pytanie (nadal jeszcze otwarte), jak to zrobić?

W 1986 roku Światowa Organizacja Zdrowia wydała dokument pt. „Sexuality and family planning”, w którym stwierdza, że „seksualność jest integralną częścią osobowości dzieci, kobiet i mężczyzn i wiąże się z pojęciem zdrowia”. Poddaje się w tymże dokumencie, że różnego rodzaju doświadczenia seksualne do 16 roku życia ma ze sobą 2/3 populacji dziewcząt i 1/3 populacji chłopców, zaś kontakty seksualne w 18 roku życia podejmuje 17% kobiet i 34% mężczyzn. Stąd postuluje się upowszechnienie edukacji seksualnej w programie pod nazwą „Zdrowie dla wszystkich do roku 2000”. W dokumencie tym stwierdza się także, że „każdy człowiek ma prawo do uczestniczenia w edukacji seksualnej, którą to należy upowszechniać przy współpracy specjalistów z różnych dziedzin wiedzy.” Skoro więc tak znaczący odsetek młodzieży szkolnej inicjuje kontakty seksualne albo w ich braku miewa problemy z postawą wobec masturbacji, antykoncepcji, odmienności psychoseksualnych, czy wyboru własnego systemu wartości seksualnych, to powinniśmy skończyć wreszcie z unikaniem problemu i działaniami tylko pozornymi. Skończyć powinniśmy także spory o to, kto właściwie ma przejąć wychowanie seksualne dziecka niepełnosprawnego, ucznia szkoły specjalnej lub wychowanka Domu Pomocy Społecznej: dom rodzinny czy wychowawcy takich placówek.

W kwietniu 1998 roku Minister Edukacji Narodowej wydał Rozporządzenie w sprawie wprowadzenia do nauczania szkolnego (dla klas szkół podstawowych i ponadpodstawowych) przedmiotu wiedza o życiu seksualnym człowieka oraz zakresu jego treści programowych. W załączniku do tegoż dokumentu czytamy:

„Seksualność nie jest wartością autonomiczną i wyizolowaną; wiąże się z całą strukturą osobowości, z systemem wartości człowieka, strukturą potrzeb, obrazem własnego „ja”, z normami moralnymi i religijnymi, relacjami interpersonalnymi, rolami małżeńskimi, rodzicielskimi i społecznymi. Szkoła jest zobowiązana respektować ten fakt i podawać wiedzę o ludzkiej seksualności w tak rozumianym kontekście całej rzeczywistości człowieka.” A zatem, kierując się dobrem młodych ludzi niepełnosprawnych, już obciążonych specyficznymi trudnościami życia, zacznijmy wreszcie upowszechniać to, co im się słusznie należy, czego chcą i oczekują od nas dorosłych. Nie uczynimy im tym żadnego przywileju, nie dajemy im „podarunku”, lecz spełnimy tym swój zwykły rodzicielski czy nauczycielski obowiązek.

Potrzeby płciowe niepełnosprawnych nastolatków

Poznanie problemów rozwoju psychoseksualnego osób niepełnosprawnych ruchowo czy umysłowo ma duże znaczenie dla kształtowania właściwych relacji między nimi a pełnosprawnymi rówieśnikami i resztą społeczeństwa. Nie możemy mówić o gotowości udzielania im pomocy i „bycia razem” z nimi, gdy nie posiadamy wiedzy, umożliwiającej nam rozumienie intymnych problemów ludzi niepełnosprawnych, gdy nie wyzbyliśmy się uprzedzeń i lęków. A już sam brak akceptacji płciowości tych ludzi absolutnie wyklucza jakąkolwiek ich edukację seksualną.

Z rozmów z opiekunami i specjalistami na temat zachowań seksualnych, a także obserwacji osób głębiej upośledzonych, można stwierdzić, że zaspokajają one swój popęd seksualny głównie poprzez praktyki masturbacyjne, ale różnią się one od masturbacji osób pełnosprawnych przede wszystkim nie ilością, lecz jakością form autostymulacji. Mechanizmem powodującym realizację potrzeby seksualnej jest popęd płciowy. Jego siła wpływa także na wybór odpowiedniego zachowania seksualnego człowieka. Siła popędu jest cechą bardzo indywidualną, bo człowiek przynosi na świat jedynie „materiał” (uwarunkowany genetycznie), z którego popęd się wykształca na drodze indywidualnych doświadczeń mogących go zarówno rozwijać (pobudzać), jak i hamować. W świetle literatury medycznej, psychologicznej i pedagogicznej wyłaniają się jakby trzy podejścia co do seksualności osób upośledzonych umysłowo. Jedni twierdzą, że im głębsze upośledzenie, tym bardziej wzmożony popęd i intensywniejsze przejawy seksualizmu. Inni zaś uważają odwrotnie, że im głębszy deficyt intelektualny, tym niższe potrzeby, a tym samym, obniżony popęd. Według trzeciej koncepcji przyjmuje się, że popęd seksualny u upośledzonych umysłowo jest taki sam jak u normalnie rozwijających się rówieśników. Trudno powiedzieć, która z powyższych hipotez jest prawdziwa, bowiem nadal nie prowadzi się badań naukowych, które precyzyjnie poszerzyłyby wiedzę o czynniki warunkujące rozwój seksualny osób niepełnosprawnych, a tym samym wskazały drogę do podjęcia działań profilaktycznych i właściwej edukacji seksualnej.

Dziś już zupełnie bezspornym jest fakt, że człowiek, czy to upośledzony umysłowo, czy też dotknięty dysfunkcją ruchową, albo jednym i drugim odczuwa takie same zmiany fizyczne i potrzeby jak inni ludzie, z tą jednakże różnicą, że osoby upośledzone - zwłaszcza większego stopnia - często nie są zdolne rozumieć swoich zmian rozwojowych. Stąd też, jak twierdzi się (A. Jaczewski, K. Imieliński), przejawy seksualizmu u osób sprawnych umysłowo są ograniczone hamującym działaniem intelektu, wychowania i obyczajowości, zaś u osób z upośledzeniem obserwuje się ograniczoną możliwość krytycznej oceny swego zachowania seksualnego i słabą siłę tzw. hamulców psychicznych (tzn. niską kontrolę popędu seksualnego). Oczywistą tego konsekwencją wydaje się brak lub niewystarczające przestrzeganie intymności w zachowaniach seksualnych, np. uporczywe masturbowanie się w dowolnym miejscu i czasie.

Potrzeby seksualne niewątpliwie zależą od warunków zdrowotnych człowieka. Na tej też podstawie wyłoniła się hipoteza, że potrzeby seksualne u lekko upośledzonych umysłowo i niepełnosprawnych ruchowo - mających prawidłowy stan zdrowia - zupełnie nie różnią się od potrzeb seksualnych osób normalnie rozwiniętych umysłowo, zaś u osób głębiej upośledzonych - na skutek słabszego ogólnego funkcjonowania organizmu - potrzeby te są wyraźnie obniżone. Grupa upośledzonych umysłowo nie jest przecież grupą jednorodną pod względem rozwoju biologicznego, różne też są uwarunkowania ich ogólnej niesprawności psychofizycznej (genetyczne, hormonalne i inne). Wobec tego, nie wydaje się słuszne czynienie takich uogólnień, zaś problem wymaga gruntownych badań. Nadal jednak nie wiadomo, czy faktycznie istnieje związek między rozwojem intelektualnym (stopniem upośledzenia) a natężeniem popędu seksualnego. Z jednej strony krążą mity o tym, że młodzi upośledzeni chłopcy i mężczyźni mogą być niebezpieczni (jako rzekomo „niewyżyci” seksualnie), a z drugiej strony wiadomo także, że niekiedy inteligentni chłopcy i mężczyźni nie potrafią panować nad swoimi popędami. Mało tego, mimo, iż nie występuje u nich hamowanie potrzeb seksualnych, to inteligencja sprzyja nadmiernemu interesowaniu się sprawami seksu oraz wyszukiwaniu bardziej wyrafinowanych jego form. Można więc sądzić, że czynnikiem determinującym nasilenie albo obniżenie potrzeb seksualnych jest proces socjalizacji (wychowanie, uczenie się zachowań, także seksualnych), a w mniejszym stopniu inteligencja.

Istnieją też poglądy, że im niższy stopień upośledzenia, tym rozwój sfery seksualnej jest bardziej zbliżony do normalnego, zaś w głębszych stopniach upośledzenia umysłowego zainteresowania tych osób płciowością w ogóle - są znacznie mniejsze. Przypuszczać jedynie można, iż może mieć na to wpływ środowisko wychowawcze osób głębiej upośledzonych, ograniczone możliwości komunikacyjne i poznawcze, niedojrzałość osobowości. Ogólnie więc można stwierdzić, że życie osób upośledzonych dość często przebiega w warunkach deprywacji emocjonalnej i społecznej, co wyzwala i potęguje stany napięcia emocjonalnego (gniew, niepokój, lęk, złość, frustrację), które znajdują ujście w różnych formach aktywności ruchowej, w postaci zachowań stereotypowych, wybuchów gniewu, płaczu, a niekiedy także w przejawach aktywności seksualnej. Istniejący biologicznie popęd rodzi jakby konieczność jego wyładowania.

Z powyższych poglądów wynika, że ludzie upośledzeni i będący w tzw. normie intelektualnej różnią się pod względem stopnia swej seksualności, ale też nasilenie seksualności zależy od uwarunkowań osobowościowych człowieka i zewnętrznych czynników sytuacyjnych. Poglądy te (specjalistów różnych dziedzin) są także wyrazem uznania seksualności ludzi niepełnosprawnych. Dają one obraz, jak postrzegany jest rozwój psychoseksualny tych osób, są próbą zrozumienia istniejących potrzeb seksualnych oraz ich uwarunkowań. We wszystkich tych dość zróżnicowanych koncepcjach przejawia się jedna ich wspólna cecha, ta mianowicie, że najistotniejszym uwarunkowaniem rozwoju psychoseksualnego jest proces socjalizacji (edukacja seksualna, wychowanie seksualne), który powinien rozpocząć się możliwie jak najwcześniej, w sprzyjającej atmosferze rodzinnej, zanim jeszcze obudzą się w dziecku pierwsze zainteresowania seksualne.

Wychowanie seksualne - uwagi ogólne

Zachowania popędowe, takie jak: seks, głód, pragnienie, itp. ulegają procesowi socjalizacji. Stąd jest wysoce prawdopodobne (pomijając ekstremalne przypadki osób z zaburzeniami podwzgórza, zaburzeniami hormonalnymi), że zachowania seksualne uwarunkowane będą u osób niepełnosprawnych podobnie, jak u ich zdrowych rówieśników - procesem socjalizacji popędu, zaś przejawy niewłaściwego zaspokajania potrzeby seksualnej (np. nałogowa masturbacja) można tłumaczyć wadliwą socjalizacją.

To właśnie rodzice są pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami w tej intymnej sferze życia, ale ich rola nie może zakończyć się w chwili pójścia dziecka do przedszkola albo szkoły. Tę rolę przyjmujemy w chwili przyjścia dziecka na świat. Nie możemy nigdy zapominać o tym, że to właśnie rodzice są dla swego dziecka kimś wyjątkowym, jedynym i najbliższym i że dla rozwoju potrzebuje ono przede wszystkim miłości, ciepła i akceptacji. Warto więc zdać sobie sprawę z faktu, że nie musimy się świadomie decydować na miłość do dziecka, bowiem miłość rodzicielska w ogromnej mierze opiera się na refleksyjnym instynkcie, ale wychowanie dziecka (również w sferze seksualnej) wymaga świadomej refleksji i decyzji. Rodzice, którzy takiej refleksji nie podejmują, tym samym odmawiają dziecku tego, co mu się należy, czego oczekuje i na co liczy. Dziecko przecież potrzebuje ciągłości w wychowaniu, dlatego też nie może być mowy o tym (a tym bardziej sporów), kto ma przyjąć większą odpowiedzialność za wychowanie seksualne, kto i kiedy powinien je realizować: rodzice czy nauczyciel w szkole. Niekiedy rodzice, ale i nauczyciele, zbyt szybko usprawiedliwiają swoje zaniedbania wychowawcze mówiąc, że są niekompetentni do rozmów z dzieckiem na temat seksu i rozrodczości, że zbywają milczeniem pytania dzieci obawiając się zbyt wczesnych jego zainteresowań „sprawami dorosłych”. Dziecko dość szybko zaspokaja swą pierwszą ciekawość, czasami wystarczy jedno lub dwa zdania wypowiedzi osoby dorosłej na zadane pytanie i zaraz potem następuje zmiana tematu. Dorośli zaś przedwcześnie obawiają się, że dziecko oczekuje wyjaśnienia skomplikowanych zjawisk z życia seksualnego, ze wszystkimi możliwymi detalami.

Codzienne życie z niepełnosprawnym dzieckiem (jak z każdym innym dzieckiem) wymaga pełnego partnerstwa i otwartości na wszystkie problemy, również te najbardziej intymne. Któż inny, jak nie rodzice ma dać dziecku pełne oparcie i poczucie bezpieczeństwa? Dziecko wychowywane przez rodziców załamanych, zrozpaczonych, z poczuciem winy i nie mogących się przez długi czas pogodzić z odmiennością swego dziecka, nie okazujących miłości, z całą pewnością nie stworzą atmosfery, jaką bez wątpienia zaoferowaliby w sposób naturalny, gdyby urodziło się ono pełnosprawne.

Wszelkie konfliktowe problemy pomiędzy rodzicami, których świadkiem jest dziecko, zbyt monotonny tryb życia także rzutują na kształtowanie poziomu dojrzałości psychoseksualnej i społecznej. Bez wątpienia może to potęgować siłę popędu seksualnego takiego dziecka, zwłaszcza, gdy ma ono trudności z wyrażaniem słownym swoich napięć emocjonalnych. Ignorując ten fakt możemy sprawić, że przestanie ono panować nad popędem. Dlatego też prawidłowe wychowanie powinno iść w kierunku integrowania sfery seksualnej z trwałą więzią uczuciową, co oznacza, że w prawidłowym rozwoju seksualnym nie powinno dominować ani tłumienie popędu, ani jego nagminne rozładowywanie. Uczenie się zachowań seksualnych jest sumą wiedzy i doświadczeń, jakie osoba niepełnosprawna zgromadzi, także w oparciu o system kar i nagród oraz naśladownictwo. Im więc bardziej otwarty, bliski będzie kontakt emocjonalny z osobą sterującą procesem socjalizacji (rodzicem, wychowawcą, terapeutą, nauczycielem, katechetą, pielęgniarką szkolną, krewnym, itd.), tym lepszych można oczekiwać rezultatów.

Osoba zajmująca się przekazywaniem wiedzy o życiu seksualnym człowieka wśród młodzieży niepełnosprawnej powinna świetnie rozumieć jej problemy, obawy czy niepokoje związane nie tylko ze sferą seksualną, ale i kłopoty, mogące wystąpić w przyszłości, w podjęciu normalnych kontaktów erotycznych przy „nienormalnym” funkcjonowaniu ciała (jak choćby: niedowłady kończyn, współistniejące skurcze spastyczne, mimowolne ruchy, niemożność lub przejściowe trudności w osiąganiu orgazmu). W ramach edukacji seksualnej niepełnosprawnych i takie problemy powinny stawać się przedmiotem intymnych rozmów, bowiem ciekawości młodzieży np. na wózkach nie zaspokoi tzw. „edukacja podwórkowa”, tj. czerpanie informacji od kolegów. Dobry wychowawca, którego szybko zaakceptuje młodzież niepełnosprawna, oprócz wiedzy merytorycznej i atrakcyjnych form jej przekazywania, powinien odznaczać się pewnym urokiem osobistym, poczuciem humoru, umiejętnością słuchania, pewnością siebie, rozumianą jako swoistą śmiałość z umiejętnością „maskowania” czy unikania swego zakłopotania, ale bez zadufania w sobie. Osoba dbająca o prawidłowe wychowanie seksualne młodzieży ma prawo nie ukrywać własnych poglądów, ale nie powinna być krytyczna w odniesieniu do innych wartości moralnych (np. religijnych), nie może więc potępiać nikogo, kto ma odmienne poglądy i zgodnie z nimi żyje.

Jak twierdzi K. Imieliński (1970r.) - pobyt w izolacji i uniemożliwienie normalnego współżycia seksualnego doprowadzają u wielu, nawet dotychczas normalnie funkcjonujących ludzi do zboczonych aktów płciowych. Długotrwałe przebywanie osób upośledzonych umysłowo w warunkach zamkniętych (np. w DPS-e, lub jedynie w domu), zwłaszcza w grupach jednopłciowych, pozbawia ich prawidłowych wzorców relacji partnerskich, a statyczny, niemalże rytualny i dość monotonny tryb życia usposabia do wzmożonego popędu seksualnego, znajdującego ujście w częstych praktykach masturbacyjnych. Miałam okazję obserwować zachowania uczennic ze szkoły zawodowej (jednopłciowej) podczas imprez integracyjnych typu: festyny sportowe, dyskoteki, wycieczki, biwaki, itd., z udziałem chłopców. Jedne zachowywały nadmierny dystans, stroniły od wspólnych zajęć czując ogromne skrępowanie nową sytuacją, wpadały „w popłoch”, inne zaś w sposób prowokacyjny i zupełnie bezkrytyczny demonstrowały chłopcom zainteresowanie seksem partnerskim. Niestety nadal problemy takie okrywa się milczeniem, a rozmowy o nich ograniczają się do wąskich grup nauczycieli, będących świadkami takich zachowań. Brak też odpowiednich programów edukacji seksualnej dla tej grupy ludzi, a sami terapeuci często nie wiedzą jak reagować w tych kłopotliwych sytuacjach i jak sobie z nimi radzić w codziennej praktyce rehabilitacyjnej i sprawowanej opiece.

W znanych mi DPS-ach różnie przebiega socjalizacja nieprawidłowej realizacji popędu płciowego. W niektórych wyraźnie toleruje się praktyki masturbacyjne, dostarcza się okazji do kontaktów partnerskich, w innych natomiast represjonuje się takie zachowania, a kiedy i takie sposoby okazują się mało skuteczne, to dość obojętnie i cicho się na nie przyzwala (najczęściej w odosobnionych od grupy miejscach). Właściwie nie realizuje się tam jakiś specjalnych form edukacji seksualnej, poza rozmowami z wychowankami o sprawach intymnych, organizacją wychowania integrującego (spotkań koedukacyjnych sprzyjających powstawaniu i utrwalaniu się właściwych relacji partnerskich), czy stosowaniem środków antykoncepcyjnych. Sama zaś masturbacja „przylgnęła” do osób upośledzonych i stanowi jakby swoistą ich cechę, co już nikogo nie dziwi, że takie praktyki są w zakładach zamkniętych nagminne i jakby normalne. Ale czy tak być powinno?

W krajach takich jak: Austria, Niemcy, Holandia, czy USA od wielu lat uznawana jest płciowość ludzi niepełnosprawnych, także głęboko upośledzonych i akceptowane są różne formy aktywności seksualnej. Znajduje to wyraz w praktyce rehabilitacyjnej, która integruje program kształcenia z elementami edukacji seksualnej. Przykładowo, edukacja seksualna w USA (program terapeutki seksuolog R. Kramer), dotycząca praktyk masturbacyjnych szczególny nacisk kładzie na jej socjalizację, zawiera również naukę technik autoerotycznych (ipsacji), takich jak: dostarczanie stosownych bodźców, podniet seksualnych, wzorców manualnych (np. tzw. „hands - on technigue”, tj. pokazywanie pacjentowi, własną ręką terapeuty sposobu bezpiecznej i higienicznej ipsacji). Stosowanie takich technik, choć dają one pozytywne rezultaty w modyfikowaniu nieprawidłowych zachowań seksualnych osób upośledzonych, budzi wiele oporów i nie wszędzie jest akceptowane. Specjalnie przeszkoleni instruktorzy do spraw seksualnych mają za zadanie wyeliminować, (zmodyfikować) niepożądane lub zakazane w danej placówce formy aktywności seksualnej wychowanków (np. wzajemne masturbowanie się, seks oralny, stosunki homoseksualne lub ze zwierzętami, stosunki analne). Istnieją określone kryteria poprawności wykonywania praktyk masturbacyjnych, według których instruktorzy nauczają zachowań dopuszczalnych w danej placówce (zakładzie opieki dla osób upośledzonych). Do najważniejszych należą m.in.: powodowanie by masturbacja była aktem intymnym, realizowanym we właściwym czasie i miejscu, by nie stanowiła zagrożenia dla zdrowia osoby uprawiającej takie praktyki (unikanie okaleczeń lub stanów zapalnych narządu płciowego), oraz by nie stała się czynnością dominującą nad innymi zajęciami w ciągu dnia. A oto inny przykład.

W Holandii 30 lat temu również nie do pomyślenia były rozmowy o sprawach seksu ludzi niepełnosprawnych, nie dostrzegano płciowości tych osób i ich potrzeb seksualnych, ale dziś istnieje organizacja SAR, świadcząca usługi seksualne osobom niepełnosprawnym, opłacane ze skarbu państwa. Organizacja ta zatrudnia instruktorów, którzy dość systematycznie odwiedzają osoby niepełnosprawne w ich domach świadcząc pomoc parom małżeńskim podczas współżycia seksualnego, albo indywidualnym osobom. Pacjentami SAR są ludzie niepełnosprawni ruchowo (z porażeniem, paraliżem kończyn, z chorobami zanikowymi mięśni, itp.) oraz ludzie upośledzeni umysłowo w różnym stopniu (także głęboko). Zadaniem instruktorów seksu jest prowadzenie instruktażu w zakresie samozaspokajania popędów, dostarczanie odpowiednich podniet do uzyskania orgazmu podopiecznego pacjenta (niekiedy za pomocą wibratorów), a najczęściej poprzez wspólny akt płciowy. W chwili obecnej w naszym społeczeństwie tego typu informacje wywołują zawstydzenie, niekiedy wręcz oburzenie, stanowią niemalże sensację i nie do pomyślenia jest choć tolerujemy wszyscy powstające „jak grzyby po deszczu” agencje towarzyskie - aby powstała podobna organizacja (jak SAR) dla niepełnosprawnych w Polsce.

Proces socjalizacji „odpowiedzialny” jest za wykształcenie się określonych zachowań seksualnych zarówno u osób niepełnosprawnych, jak i u normalnie rozwijających się nastolatków. W naszym kraju zostały już podjęte działania zmierzające do przygotowania kadry, zostały opracowane programy, istnieją podręczniki i odpowiednie pomoce edukacyjne. Niestety wszystko to z myślą o edukacji seksualnej w szkołach masowych. Ale nadal najtrudniejsze jest przygotowanie naszego społeczeństwa, w tym szkoły i rodziny.

Wychowanie seksualne w szkołach podstawowych jest ustawowo także obowiązujące, ale praktyka pokazuje, że wychowanie seksualne, które miało być realizowane w ramach tzw. „godzin wychowawczych” (do dyspozycji wychowawców klas), a także okazjonalnie w ramach wszystkich innych przedmiotów, jest najzwyczajniej pomijane, traktowane zbyt powierzchownie, niekiedy niemalże pod przymusem napisanego rozkładu materiału, w którym zwykle pisze się to, co dyktują odgórne zalecenia. Tym oto sposobem ten ważny przecież obszar edukacji zaczyna się „upłynniać”, a im mniej się o tym mówi, tym bardziej zanika. W reformatorskiej „kampanii” programowej pominięto niestety środowisko ludzi niepełnosprawnych, mających przecież takie same potrzeby i oczekiwania, jakby problemy, które tego środowiska dotyczą, zupełnie nie istniały. Nie ma więc dla szkół specjalnych, domów pomocy społecznej, warsztatów terapii zajęciowej, itp. placówek ani specjalnych programów, ani odpowiednio przeszkolonej kadry, ani także podręczników. Ale czy wobec takich faktów, niepełnosprawna młodzież i dorośli, których mamy pod opieką, na zawsze mają pozostać „wiecznymi dziećmi”? Czy, skoro inni o tym nie myślą, to my również mamy milczeć, udawać, że ta sfera wychowania nie istnieje, lub czekać na gotowe odgórne „recepty” i programy wychowania seksualnego? Nie sądzę. Czas przemian w polskiej oświacie daje nauczycielom i rodzicom możliwość decydowania o doborze treści programowych, a i organizacyjnie nie byłoby to tak trudne jak dawniej. Każda szkoła posiada tzw. godziny do dyspozycji dyrektora placówki i mając jakiś własny pomysł, na pewno rzecz kiedyś niemożliwa dziś ma szansę na realizację. Pozostaje wciąż otwarte pytanie (o program i formy pracy): jak to zrobić?

Marzena Mieszkowicz - neurologopeda

Losowe zdjęcia

Informacje

Poradnik Logopedyczny to interdyscyplinarny serwis, który powstał w 2002 roku z myślą o wszystkich zainteresowanych problematyką logopedyczną i dziedzinami pokrewnymi logopedii oraz pedagogiki specjalnej. Celem serwisu jest udostępnienie wiedzy w zakresie profilaktyki logopedycznej, pomoc we wczesnym rozpoznaniu wad i zaburzeń mowy oraz zaburzeń rozwojowych, a także pomoc w rozwiązywaniu problemów terapeutycznych, edukacyjnych i wychowawczych dotyczących osób niepełnosprawnych.

Kontakt

Marzena Mieszkowicz

Specjalistyczny Gabinet Logopedyczny
ul. Baczyńskiego 3 / 71
09-409 Płock

oligomarzka@o2.pl

+48 (24) 266 91 54